Już tylko ścigany

Jeśli przyjąć, że sława jest uniwersalną i najbardziej pożądaną walutą we współczesnej kulturze, Polański był obrzydliwie bogaty.
Przed seansem polecam zapoznać się ze zwiastunem dokumentu Mariny Zenovich. Zapisy z policyjnego protokołu przeplatają się w nim z fragmentami "Dziecka Rosemary" i "Lokatora". Polański wygląda jak rasowy gwałciciel, ale żeby tylko. On wygląda jak gwałciciel, ekshibicjonista, szpicel i mason. Kołnierz wysoko postawiony, nieprzeniknione, upiorne oblicze, cienisty woal na twarzy. Na ścieżce dźwiękowej bez niespodzianki – Krzysztof Komeda, Mia Farrow, ich wspólne akordy grozy. Ten prymitywny zabieg stylistyczny może szokować, ale zaskakująco trafnie oddaje dynamikę "narodowego oddźwięku" na aktualne perypetie reżysera. Kto myśli, że przesadzam, niech wygrzebie z odmętów sieci odcinek "Warto żenować" Pospieszalskiego, w którym zaproszony do studia Krzysztof Kłopotowski rozwija metafizyczną teorię sukcesu Polańskiego. Trochę w tym "konspiracyjnej" retoryki artykułów, interpretujących przyczyny śmierci Sharon Tate, trochę detektywistycznej zabawy w zgodzie z logiką, którą świetnie wyeksplikował Tymon Tymański: Czarna mewa goni białą mewę. Chyba rozumiesz, co to znaczy: Szatan, Szatan, Szatan, Szatan, oł je oł je… O dziwo, we właściwym utworze reżyserka oszczędnie korzysta z podobnych środków. Odbija się zarówno od "ściganego", jak i "pożądanego", rezygnuje z optyki Francuzów, którzy przyznawali Polańskiemu ordery honorowe, polaryzuje gwałtowne reakcje Amerykanów. Wrzuca nas w oko cyklonu, który przetoczył się przez ogólnoświatową prasę po seks-aferze z trzynastoletnią Samanthą Gailey. Rozmiary tego medialnego huraganu były nieprawdopodobne, rosły zresztą wprost proporcjonalnie do popularności reżysera. Pstryk!, Polański i smutne spojrzenie Yoko Ono, ciach!, Polański na kanapie u Hugh Hefnera (zaraz wrócę do ciebie, Romku, to sobie pogadamy o seksie i kinie), pac!, zblazowany, otyły producent: Oj, Roman, Roman… Jeśli przyjąć, że sława jest uniwersalną i najbardziej pożądaną walutą we współczesnej kulturze, Polański był obrzydliwie bogaty. Piszę o tym nie bez kozery, bowiem w tle interesującej rekonstrukcji procesu sądowego (smakowitymi anegdotkami można obdzielić kilkanaście dokumentów), rozgrywa się opowieść jeszcze ciekawsza. Oto antagoniści z konieczności, prokurator i obrońca, po długim i pełnym zakrętów postępowaniu, występują ramię w ramię przeciw sędziemu Laurence’owi Rittenbandowi. Oskarżają go o stronniczość i w efekcie – odsuwają od sprawy. Wewnętrzna konfrontacja między reprezentantami tego samego systemu toczy się o prawo filmowca do sprawiedliwego procesu. Rittenband przegrywa, gdyż zmęczyła go walka na trzecim froncie. Z Polańskim bił się o… sławę. Miał układy wśród najmożniejszych i najsławniejszych: rozwiązał węzeł małżeński Elvisa i Priscilli, przyznał ojcostwo Cary’emu Grantowi. Kochał wino, kobiety i śpiew. Im dłużej trwał proces, tym cieplej mu było w świetle reflektorów. Rację ma Kłopotowski, gdy przekonuje, że powinniśmy wyciągnąć z tej międzynarodowej chryi coś dla siebie i że ową wartością nieodkrytą są nowe interpretacje filmów Polańskiego. Ale niechże to będą staranne interpretacje, a nie intelektualnie mętne pieśni sobie śpiewane. Radykał, posługujący się przy opisie sztuki "kluczem biograficznym", bywa tak samo niebezpieczny, jak dziecko, bawiące się zapałkami.
1 10
Moja ocena:
8
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Roman Polański. Światowej sławy reżyser opromieniony sukcesem takich filmów, jak "Dziecko Rosemary" czy... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones